poniedziałek, 4 stycznia 2016

Rozdział 1 - Zmiany

       Gwar. Śmiechy i krzyki. Głośne pohukiwanie sów. Wiele głosów, zlewających się w jeden ogłuszający dźwięk, wypełniający peron 9 i ¾. Rodzice żegnali się z dziećmi, które po tysiącach uścisków, w końcu wymykały się swym opiekunom i czym prędzej biegły w kierunku pociągu ze swoimi bagażami, szukając wolnych przedziałów i czekając niecierpliwie na spotkanie z przyjaciółmi. Na peron co chwilę wchodziły nowe postacie, przenikając do świata magii przez jedną z kolumn na mugolskim dworcu w centrum Londynu. Jedną z takich osób był pewien brunet z szopą niesfornych, rozwichrzonych na wszystkie strony włosów, ukrywających bliznę w kształcie błyskawicy, znajdującą się na czole młodzieńca. Na oko mógł mieć z osiemnaście lat, choć wydawał się być niższy, niż wskazywałby na to jego wiek. Bystre, szmaragdowe oczy wyglądające zza okrągłych okularów,  rozglądały się czujnie po peronie, przypatrując się tłumowi zebranych tam ludzi i wpatrywały się w nich niepewnie.  Zaraz za nastolatkiem, na peron wkroczyła dwójka innych uczniów. Jeden z nich, wysoki chłopak o rudych włosach i niebieskich oczach, rozejrzał się pogodnie po peronie i położył uspokajająco rękę na ramieniu zielonookiego.
- Nie denerwuj się tak. Nic Ci się tutaj przecież nie stanie.
       Brunet odetchnął głęboko i skiną lekko głową, nieco się przy tym rozluźniając. Rudowłosy miał rację. Nie było się czym martwić.
       Do chłopców podeszła teraz uczennica, która weszła na peron razem z nimi.  Jej smukła figura przyciągała wzrok. Kasztanowe włosy lekko powiewały przy każdym ruchu nastolatki, a brązowe oczy, rozglądały się inteligentnie wokół. Obdarzyła promiennym uśmiechem obu chłopców i zaproponowała:
- Może pójdziemy już do pociągu i znajdziemy sobie jakiś wolny przedział.
- Dobry pomysł – zgodził się niebieskooki, patrząc na dziewczynę z iskrami w oczach.
       Kiedy brunet, to dostrzegł, uśmiechnął się lekko pod nosem i skinąwszy lekko głową, skierował się w stronę pociągu. Nie przeszedł jednak nawet trzech kroków, gdy za jego plecami rozległ się oburzony krzyk.
- Ej! A na mnie to już nie łaska zaczekać?
       Brunet odwrócił się i z przepraszającym uśmiechem,  spojrzał na rudowłosą dziewczynę, która właśnie do niego podbiegała.
- Wybacz Gin. Zapomnieliśmy o tobie.
- Jak tak można! – wykrzyknęła z udawanym oburzeniem, po czym zaśmiała się i szturchnęła przyjacielsko zielonookiego w ramię, na co nastolatek obdarzył ją lekkim uśmiechem.
- Gdybyś się tyle nie grzebała z bagażami, to byśmy na Ciebie zaczekali – odezwał się niebieskooki.
- Och... Zamknij się Ron – warknęła zirytowana nastolatka.
       Słysząc przekomarzania rodzeństwa, Harry i Hermiona nie mogli się nie roześmiać. W końcu jednak, każde z nich złapało jednego z Wesley'ów za rękę i pociągnęło ich w kierunku pociągu. Już po chwili, całą czwórką stali w korytarzu, a niecałą minutę później, maszyna ruszyła w drogę. Gryfoni ruszyli w drogę, szukając jakiegoś, choć w części pustego wagonu. Na szczęście nie musieli długo szukać, gdyż nagle z jednego z przedziałów wyłoniła się znajoma twarz o jasnej czuprynie, orzechowych tęczówkach i z szerokim uśmiechem na twarzy. Chłopak pomachał ręką w kierunku przyjaciół, którzy szybko podeszli do nastolatka.
- Neville – pisnęła Hermiona, rzucając się chłopakowi na szyję.
- No już Hermiono... Puść mnie, bo zaraz się uduszę – powiedział chłopak klepiąc przyjaźnie dziewczynę po plecach.
- Och... Wybacz – powiedziała lekko zmieszana, czym wywołała szeroki uśmiech na twarzy gryfona.
       Po chwili Longbottom odwrócił się do reszty towarzystwa i z nimi też się przywitał. Harry obserwując kolegę nie mógł nie zauważyć, jak bardzo przez to lato chłopak zmężniał i wyprzystojniał. Wciąż był tak samo wysoki i na swój sposób nieporadny, jednak teraz biły od niego duma i pewność siebie. Harry nie mógł nie zauważyć, że jego współlokator stał się całkiem atrakcyjnym mężczyzną.
- Harry...  Wszystko w porządku? – zapytała Ginny, przywołując bruneta do rzeczywistości.
- Tak, wszystko gra – opowiedział Wybraniec – po prostu trochę się zamyśliłem.
       Aby ukryć chwilowe zmieszanie, szybko wszedł do przedziału i włożył swój kufer na półkę, a obok niego postawił pustą w tej chwili klatkę. Nie umknęło to uwadze blondyna, który spojrzał na metalową konstrukcję, ze zmarszczonymi brwiami.
- Masz nową sowę? – zapytał zdumiony, przypominając sobie, jak jeszcze niedawno Złoty Chłopiec zaklinał się, iż w najbliższym czasie nie zamierza nabywać tego ptaka.
- Nie – odpowiedział Potter, czym wprawił Nevilla w jeszcze większe zdumienie, jednak zaciśnięta szczęka przyjaciela, powstrzymała chłopaka przed dalszymi pytaniami.
- My już pójdziemy – oznajmiła nagle Hermiona, skutecznie zwracając na siebie uwagę – W końcu razem z Ronem, jesteśmy prefektami.
       Harry popatrzył zdziwiony na przyjaciół. Przez wojnę, zupełnie zapomniał o czymś takim jak funkcja prefekta. Spojrzał na przyjaciół i zdał sobie sprawę, że patrzą na niego z wyraźnym niepokojem. Skinął im głową dając znać, że da sobie radę. Ron i Hermiona przyglądali się Potterowi jeszcze przez chwilę, ale ostatecznie wyszli, kierując się w stronę przedziału prefektów. Harry patrzył przez chwile za nimi, aż w końcu wrócił do przedziału i usiadł na miejscu przy oknie, z zamiarem ucięcia sobie krótkiej drzemki. Nie zdążył jednak nawet zamknąć oczu, gdy drzwi przedziału otworzyły się, a po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk kroków.
- Luna! – usłyszał rozradowany głos Neville'a, więc powoli uchylił powieki.
       Parę kroków przed nim stała niewysoka blondynka o niesamowicie niebieskich oczach. Miała na sobie żółtą bluzkę, brązowe, przetarte w niektórych miejscach spodnie, kanarkowe trampki i do kompletu brązowy żakiet. Całości towarzyszyły włochate, jaskrawo różowe pierzaste kolczyki i czerwone okulary w kształcie rybek. Dziewczyna uściskała przyjaźnie blondwłosego przyjaciela.
- Dobrze cię widzieć Nev – powiedziała z uśmiechem,  odsuwając się od chłopaka.
       Harry nie mógł nie zauważyć szczęśliwego spojrzenia swojego współlokatora. Już od dawna podejrzewał, że Luna mu się podobała. Jak widać, miał rację.
       W tym czasie dziewczyna rozejrzał się po przedziale i jej spojrzenie padło na siedzącego przy oknie Wybrańca.
- Cześć Harry – zagadnęła.
- Cześć Luna – odparł ponuro chłopak, spoglądając uważnie na dziewczynę.
- Och! Widzę, że dopadły Cię gnębiwtryski.
- Em... No... Nie wiem. Może...  - odpowiedział nieco zmieszany brunet, powstrzymując się, by nie uświadomić Lunie, iż takie istoty jak gnębiwtryski nie istnieją.
- Nie martw się. Też mam z nimi często problemy – odpowiedziała wesoło dziewczyna, przeszukując swoją torebkę – Mam! – wykrzyknęła zadowolona wyciągając parę włochatych, okropnie kanarkowych kapci – Załóż je. Powinny odpędzić te stworki – powiedziała wyciągając buty w stronę Harry’ego.
Wybraniec wziął prezent od przyjaciółki i popatrzył na niego z nietęgą miną.
- Em... Tak...  Wielkie dzięki, naprawdę. Tylko czy...  Czy przypadkiem przed gnębiwtryskami nie chroniły specjalne naszyjniki? – zapytał Potter łapiąc się ostatniej deski ratunku.
- Och, nie.  Były nieskuteczne – odparła spokojnie blondynka siadając naprzeciw Harry'ego – W wakacje przeprowadziliśmy z tatusiem badania, z których wynikało, że te potworki najbardziej lubią atakować od strony stóp, tak więc to je trzeba chronić w pierwszej kolejności.
       Harry popatrzył błagalnie na swoich przyjaciół, którzy ledwo powstrzymywali się od śmiechu.
- Dawaj. Przymierz je – zachęciła Ginny wesołym głosem.
       Potter posłał dziewczynie spojrzenie typu 'Jeszcze mnie popamiętasz ty ruda jędzo', jednak po chwili wahania zdjął swoje buty, a zamiast nich założył kanarkowe kapcie. Neville i Ginny nie wytrzymali już i wybuchnęli głośnym śmiechem.  Harry popatrzył na nich wilkiem, ale po chwili, na jego ustach pojawił się figlarny uśmiech. Podniósł nogi i przyjrzał się puchatym kapciom nie mogąc ukryć wesołości. Cóż...  Może faktycznie chronią przed gnębiwtryskami.
- Dzięki Luna – powiedział Wybraniec, uśmiechając się do przyjaciółki.
       Dziewczyna skinęła lekko głową, po czym wyjęła z torby „Żonglera”, przekręciła go do góry nogami i zabrała się za lekturę. W tym czasie Harry, Neville i Ginny oglądali kanarkowe kapcie, co i rusz parskając śmiechem. Ich wesołość nie trwała jednak długo, gdyż już po chwili drzwi do przedziału otworzyły się i dało się słyszeć znajomy, jak zwykle oschły ton.
- Zawsze wiedziałem, że nie masz za grosz gustu Potter, ale to jest przesada nawet jak na ciebie.
       Wybraniec podniósł głowę i spojrzał w znajome, szare oczy, które tak często patrzyły na niego z niechęcią. Teraz jednak, widniała w nich tylko obojętność, którą niekiedy zastępowało zniesmaczenie, gdy tylko wzrok blondyna kierował się na kanarkowe kapcie na stopach Pottera.
       Brunet skrzywił się nieznacznie, starając się zignorować wpatrzoną w niego przystojną twarz, zaciśnięte różowe usta i uczesane blond włosy, które aż się prosiły, by je potargać i zniszczyć ten idealny Malfoy’owski wygląd. Harry podejrzewał jednak, iż nawet z rozczochranymi  włosami, ślizgon w dalszym ciągu będzie nieskalany.
       Brunet, wyjątkowo zirytowany tą myślą, skrzywił się i spojrzał na stojącego w wejściu, zniesmaczonego blondyna.
- Spadaj Malfoy, zatruwasz powietrze.
- Kto tu komu zatruwa powietrze? – zapytał szyderczo blondyn z wrednym uśmieszkiem na ustach.
- Twoje arystokratyczne ego strasznie się rozpycha i zaraz zabraknie tu dla niego miejsca.
- Jak stąd wyjdziesz, na pewno się zmieści – zripostował Malfoy.
- Wątpię czy by się tu zmieściło, nawet gdybyśmy wszyscy stąd wyszli – wysyczał wściekle Potter.
- Bez przesady... Aż tak wielki nie jestem – odparł blondyn, sugestywnie poruszając brwiami.
       Harry widząc to, lekko zagryzł dolną wargę, by się nie roześmiać, ale ciało go zdradziło i końcówki ust podniosły się w ledwo zauważalnym uśmiechu. Jednak uważnie przeglądający się Wybrańcowi ślizgon, natychmiast dostrzegł zmianę jaką zaszła w postaci gryfona. Wpatrywał się z niedowierzaniem w błyszczące, zielone tęczówki. Chwilowe zaskoczenie blondyna, natychmiast wykorzystała Ginny. Wstała, szybko wypłynęła chłopaka z przedziału i wrzeszcząc „Dzięki za wizytę Malfoy!”, zamknęła mu przed nosem drzwi.
- Wszystko ok, Harry? – zapytała zaskoczonego nagłym obrotem spraw brunetka.
Ten, wyrwany z zamyślenia, szybko się otrząsną i posłał dziewczynie lekki uśmiech.
- Tak... Wszystko ok.
       Rudowłosa usiadła obok Złotego chłopca i odruchowo, położyła mu głowę na ramieniu. Ten, kompletnie tym nieskrępowany, oparł się o szybę, gotowy wreszcie się zdrzemnąć. Nie był z Ginny już od dwóch miesięcy, ale ich relacja, przyjęła od tej pory, braterski charakter. Harry nigdy nie miał prawdziwej rodziny. Nie miał rodzeństwa i w głębi duszy, zawsze zazdrościł Ronowi, choć nigdy nie powiedział tego na głos. Relacja z najmłodszą Weasley’ówną pozwalała mu, poczuć się, jak starszemu bratu. Nigdy nikomu o tym nie wspomniał, ale Harry, zawsze chciał mieć młodszego brata. Niestety nie było mu to dane. Zanim mógłby chociażby pomarzyć o rodzeństwie, jego rodzice, zostali zamordowani przez Voldemorta. To przez niego nie miał rodziny. Przez niego, tak wiele razy czuł się samotny. I mimo Jego śmierci, nic się nie zmieniło. Śmierć Czarnego Pana nie zwróciła mu rodziny. Pogrążony w tych ponurych myślach, zapadł w płytki sen.

***
       Maleńki chłopczyk z burzą czarnych włosów, wpatrywał się zielonymi oczkami w swoich rodziców, stojących w progu i odwróconych do niego plecami. Kobieta była niewysoka, a na plecy opadała jej kaskada rudych włosów. Obok niej stał wyższy niemal o głowę mężczyzna, o czarnych włosach i obejmował swoją żonę ramieniem, w pocieszającym geście. Z ust malca, wydobył się dziwny, bliżej nieokreślony dźwięk. Rodzice natychmiast odwrócili się w kierunku swojej pociechy. Mężczyzna puścił żonę i zbliżył się do synka. Wziął go na ręce i mocno przytulił do piersi, jakby szukał w tym geście pociechy. Malec nie wiedział co się dzieje. Nie wiedział, czemu jego tata zachowywał się tak dziwnie. Wtulił się jednak w ojcowską pierś pozwalając, by mężczyzna zaniósł go do matki. Kobieta pogłaskała synka po głowie, a w jej oczach zalśniły łzy.
- Pożegnaj się – wyszeptała na ucho zielonookiemu, pochylając się nad nim i całując go w czoło.
       Kiedy rudowłosa się odsunęła, oczy chłopczyka spostrzegły stojącą za drzwiami kobietę. Nie widział jej twarzy. Miała na sobie czarny płaszcz, który chronił ją przed porywistym wiatrem. Na rękach trzymała maleńkie zawiniątko. Chłopczyk wychylił się z rąk ojca, by przyjrzeć się owiniętemu w kocyk bobasowi. Dziecko miało duże, rozwarte szeroko, orzechowe oczy i wpatrywało się rozumnym spojrzeniem w starszego o rok chłopca wyciągając w jego kierunku rączkę. Zielonooki również wyciągnął rękę i złączył ich dłonie w delikatnym uścisku. Między dwoma ciałami przeskoczyły złote iskry. Ojciec ostrożnie zabrał rękę syna od noworodka i ścisnął ją pocieszająco, jeszcze mocniej przygarniając synka do piersi. W tym czasie, rudowłosa sięgnęła dłońmi do szyi i zdjęła naszyjnik, przekazując go kobiecie.
- Daj mu go jak trochę podrośnie – poprosiła, patrząc na noworodka ze łzami w oczach.
- Oczywiście – odpowiedziała kobieta chowając błyskotkę do kieszeni.
       Nim jednak to zrobiła, chłopczyk będący na rękach u ojca, dostrzegł śliczną, delikatną zawieszkę w kształcie łzy. Nie nacieszył jednak oczu jej widokiem, gdyż po chwili zniknęła pod połami płaszcza.
Rudowłosa po raz ostatni pochyliła się nad noworodkiem i pocałowała go lekko w czoło. Z jej oczu pociekły słone łzy.
- Zaopiekuj się nim – poprosiła, prostując się.
- Obiecuję. Uważajcie na siebie – odparła kobieta w pelerynie, po czym skinąwszy całej rodzinie głową odwróciła się na pięcie i ruszyła ku wyjściu z podwórka, gdzie niemal natychmiast rozpłynęła się w ciemności.
       Czarnowłosy mężczyzna zamknął łagodnie drzwi frontowe i odwrócił się do swojej żony. Popatrzyła na niego błagalnie, ale on tylko potrząsnął głową. Kobieta dalej płakała, ale wyjęła z kieszeni różdżkę i spojrzała z ogromnym cierpieniem na swego synka.
- Wybacz. Tak bardzo nie chcę tego robić. Ale tak będzie lepiej. Musisz mi zaufać – wyszeptała patrząc malcowi prosto w oczy. Jej oczy. Po policzku kobiety spłynęła kolejna łza, gdy przyłożyła różdżkę do czoła synka i wyszeptała:
- Obliviate.

***

       Harry obudził się gwałtownie, zlany zimnym potem. Wyprostował się na siedzeniu i rozejrzał po przedziale, niemal natychmiast napotykając zmartwienie spojrzenie Hermiony.
- Wszystko w porządku? – zapytała troskliwie.
- Tak. Tak myślę – odparł przecierając ręką zaspane oczy.
- Kolejny koszmar?
       Harry zamyślił się na chwilę, próbując przypomnieć sobie swój sen. Zdał sobie jednak sprawę z tego, że nie pamięta co mu się śniło.
- Nie Hermiono, to nie był koszmar – odparł spokojnie, pewien swoich słów. Gdyby miał koszmar, na pewno by go zapamiętał. – A tak swoją drogą, to gdzie się wszyscy podziali? – zapytał, szybko zmieniając temat.
- Ginny  poszła rozejrzeć się po pociągu i poszukać koleżanek. Zabrała ze sobą Lunę, więc Neville stwierdził, że im potowarzyszy.
       Harry skinął głową i przeciągnął się, rozglądając przy okazji po przedziale, a po chwili jego wzrok ponownie spoczął na przyjaciołach.
- Dawno wróciliście?
- Kilka minut temu – odpowiedziała orzechowooka.
- Działo się coś ciekawego?
Hermiona spojrzała niepewnie na Rona, ale chłopak tylko kiwnął potwierdzająco głową, więc Granger odwróciła się do Wybranca i powiedziała cichutko:
- Wygląda na to, że w tym roku sporo się zmieni. Nie wiemy co prawda, co ma się dokładnie wydarzyć, ale McGonagall oczekuje od nas, byśmy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej pilnowali porządku. Niby to nic wielkiego, ale wydawała się być wyjątkowo zdenerwowana. Nawet przed Turniejem Trójmagicznym nie była tak nerwowa. Coś się wydarzy. I to wkrótce.
       Po słowach dziewczyny, na chwilę zapadła cisza. Harry wpatrywał się uważnie w swoją przyjaciółkę, której wzrok prześlizgiwał przez krajobraz za oknem. Ron patrzył to na swoją dziewczynę, to na swojego najlepszego przyjaciela nie bardzo wiedząc, co powinien zrobić.
       Ciszę przerwał nagły dzwonek, zaskakując całą trójkę przyjaciół. Hermiona poderwała się z miejsca i wykrzyknęła:
- Zaraz będziemy w Hogwarcie. Pora się ubierać.
       Dziewczyna wyszła z przedziału zabierając ze sobą szatę i wróciła po kilku minutach, gotowa rozpocząć ostatni rok szkolny. Chłopcy również zdążyli się przebrać i już czekali na swoją przyjaciółkę.
- Gdzie reszta? – zapytał Harry.
- Zaraz przyjdą – odpowiedziała Granger – My musimy iść i przypilnować uczniów  Poradzisz sobie?
- Jasne – odparł chłopak lekko skinąwszy głową.
- Nie zrobisz nic głupiego? – zapytała zaniepokojona dziewczyna.
- Wyluzuj Hermiono. Harry sobie poradzi, jest przecież dużym chłopcem – odpowiedział Ron wyręczając przyjaciela i mrugając przy tym do niego porozumiewawczo.
       Czarnowłosy, spojrzał na przyjaciela z wdzięcznością, gdy ten, podszedł do swojej dziewczyny i łapiąc ją za rękę pociągnął na korytarz. Na odchodnym krzyknęła jeszcze:
- Do zobaczenia na kolacji!
       Po tych słowach, zniknęła z Ronem na korytarzu i Harry został w przedziale zupełnie sam.
Sięgnął na półkę i ściągnął z niej kufer. Po chwili, w ręce miał również klatkę. Zastanawiał się właśnie, czy nie ściągnąć z półek bagaży przyjaciół, gdy ci weszli do przedziału. Harry spojrzał na nich i uśmiechnął się lekko.
- Jak tam Ginny? Gotowa na szósty rok?
- To głupie, że będę musiała zaliczać go jeszcze raz – stwierdziła nadąsana, zdejmując kufer z półki.
- Ginny... Przecież w zeszłym roku nie nauczyłaś się tak naprawdę niczego – stwierdził sucho Neville, zdejmując swoje bagaże i  posyłając przy tym dziewczynie ostre spojrzenie.
       Rudowłosa spłonęła lekkim rumieńcem, po czym odpowiedziała:
- Niby tak, ale przez to będę musiała siedzieć w szkole jeszcze dwa lata – stwierdziła z frustracją.
- A ja tam się cieszę – stwierdził Neville. – Ostatni rok w Hogwarcie. Bez wojny. Bez strachu, że zaatakuje nas... Voldemort – powiedział po chwili wahania, na co Harry posłał mu pełne zdumienia spojrzenie. – Może nareszcie przeżyjemy jakiś normalny rok – dokończył z westchnieniem, wychodząc na korytarz.
- Raczej mało prawdopodobne – stwierdziła Ginny ze śmiechem podążając za chłopakiem – To Hogwart. Tutaj nic nie jest normalne.
       Luna i Harry, którzy podążali za przyjaciółmi, roześmieli się słysząc te słowa. Po chwili, cała czwórka z radosnymi uśmiechami na ustach, wyszła na peron. Harry rozejrzał się wokół i dostrzegając Hagrida, pomachał do niego. Gajowy odpowiedział podobnym gestem, po czym wznowił wołanie pierwszorocznych. Potter przypomniał sobie, jak on sam, pierwszy raz zobaczył Hogwart. Na usta wypłynął mu lekki uśmiech. Hogwart. Nie mógł uwierzyć, że ma szansę przebywać tu jeszcze przez rok. Hogwart był jak dom. Od zawsze i na zawsze.
       Czarnowłosy wsiadł do powozu, nie mogąc się już doczekać, aż ujrzy miejsce, które przywykł już nazywać domem.
- Jak myślicie, udało im się odbudować zamek? – zapytał zaniepokojony Neville kręcąc się na swoim miejscu.
       Ginny lekko zachichotała, gdy dotarły do niej słowa przyjaciela.
- No pewnie – odparła z przekonaniem w głosie – Przecież gdyby go nie odbudowali, nie przywieźliby tutaj uczniów.
       Harry musiał się zgodzić z rozumowaniem Rudowłosej. W zamku najważniejsze było zapewnienie uczniom bezpieczeństwa. Gdyby zamek nie był odbudowany, dyrektorka nigdy nie pozwoliłaby tutaj przybyć studentom.
- Ale... Myślicie, że będzie taki jak kiedyś? – zapytał zaniepokojony blondyn.
       To było bardzo dobre pytanie i w powozie na kilka minut zapadła cisza, nim Harry się odezwał:
- Hogwart to nie byle jakie miejsce. Może i zamek został uszkodzony i w części zburzony, ale to wciąż to samo miejsce. Na pewno nic się nie zmieniło  - odparł z przekonaniem.
       Przyjaciele patrzyli na niego przez chwilę, po czym zgodnie skinęli głowami. Po chwili powóz się zatrzymał i całą gromadką wyszli na świeże powietrze i spojrzeli w kierunku zamku wstrzymując oddechu. Ale Hogwart był taki jak zawsze. Jakby nigdy nie został przejęty przez Śmierciożerców. Jakby nigdy nie odegrała się tam wielka bitwa, która zadecydowała o losach całego świata. Jakby nigdy, nic niezwykłego się nie wydarzyło.
- Witamy w domu – mruknęła Ginny, wywołując tym uśmiech na twarzy aWybrańca.
       Ruszyli spokojnym krokiem ku wejściu, w całkowitej ciszy, podziwiając wielki gmach szkoły, jakby widzieli go po raz pierwszy. Ich spokój został zakłócony dopiero w wejściu do Wielkiej Sali, gdzie nagle odezwała się Luna:
- Myślicie, że będzie budyń? Mam na niego straszną ochotę – stwierdziła, wpatrując się rozmarzonym spojrzeniem w sufit.
       Chłopcy popatrzyła na blondynkę jak na wariatkę, a Ginny się roześmiała. Neville złapał Lunę za ramię i zatrzymał ją w miejscu. Pomachał jej ręką przed nosem i  powiedział:
- Ziemia do Luny. Na pewno będzie budyń, ale teraz wracaj do nas.
       Dziewczyna popatrzyła na chłopaka nieprzytomnie, po czym nagle jakby otrząsnęła się z jakiegoś transu i posłał przyjacielowi szeroki uśmiech.
- Dzięki Nev – powiedziała wspinając się na palce i całując go w policzek, po czym w podskokach ruszyła do swojego stołu.
       Gryfoni również ruszyli w kierunku pozostałych mieszkańców swojego domu i zajęli swoje stałe miejsca. Harry przyglądał się uważnie Nevillowi, na którego policzkach wykwitły ogromne rumieńce, zdecydowanie spowodowane pocałunkiem Luny. Gryfon postanowił pogadać z Ginny i Hermioną, by może jakoś zeswatały ze sobą tę parkę. Odwrócił się do przyjaciółki, gotowy z nią o tym porozmawiać, jednak dziewczyna przerwała mu, nim zdążył się chociaż odezwać.
- Widziałeś? – zapytała podekscytowana, niemal skacząc w miejscu.
- Co takiego? – zapytał zdumiony Wybraniec.
- Nowych uczniów oczywiście, a kogo innego? – odpowiedziała z iskrami w oczach.
       Harry, nic nie rozumiejąc z wypowiedzi nastolatki, popatrzył pytający na Rona, mając nadzieję, że może on wyjaśni mu, o Ci chodzi Hermionie. Wesley, jakby doskonale rozumiejąc dezorientację przyjaciela wyjaśnił:
- W tym roku do Hogwartu poza pierwszakami, przyjechało całkiem sporo starszych uczniów. Będą dzisiaj po pierwszakach przydzielani do domów.
       Harry zmarszczył zdziwiony brwi i zapytał:
- Ale dlaczego pojawiają się w Hogwarcie dopiero teraz?
- Och, no wiesz...  – zaczął Ron, ale podekscytowana  Hermiona przerwała mu w pół zdania.
- Są to w większości uczniowie z Beauxbatons i innych Magicznych Szkół. Po śmierci Voldemorta sporo ludzi przeprowadziło się do Anglii i część z nich, posyła swoje dzieci do Hogwartu. No wiesz... Mają tu bliżej i takie tam – powiedziała wpatrując się w wejście do wielkiej Sali.
       Harry skinął lekko głową i zapatrzył się w swoje, leżące na stole dłonie. Mógł przewidzieć, że wydarzy się coś takiego. Dumbledore mówił mu, że tak było już wcześniej, gdy Voldemort zginął po raz pierwszy. Czarodzieje tłumnie przeprowadzali się do Londynu, przekonani, że po śmieci Czarnego Pana, są tam bezpieczni. Byli w błędzie. Wielu Śmierciorzerców nie zostało jeszcze złapanych. Przepełnieni nienawiścią i chęcią zemsty, na pewno nie będą się długo ukrywać i w końcu zaatakują. To będzie rzeź. Jak wtedy.
- To oni – syknęła Hermiona, szturchając Harry'ego łokciem i wygrywając go tym sposobem z ponurych rozmyślań.
       Brunetowi zajęło chwilę zrozumienie, o czym mówi jego przyjaciółka, ale natychmiast oprzytomniał, gdy do sali zaczęli wchodzić pierwszoroczniacy, a za nimi, dość spora grupka starszych dzieciaków. Harry'ego mało interesowali pierwszoroczni, ale z uwagą przyglądał się starszym uczniom, którzy ciekawie rozglądali się po pomieszczeniu. Uwagę Pottera przyciągnął jeden z nastolatków. Niesforne czarne włosy opadały mu łagodnie na twarz, a orzechowe oczy, bardzo podobne do tych Hermiony, rozglądały się ciekawie wokół. Nastolatek był średniego wzrostu i na oko mógł mieć z szesnaście lat. Dobrze zbudowany, z jasną karnacją, delikatnymi rysami twarzy i z uśmiechem na ustach, sprawiał wrażenie łagodnego i niewinnego. Harry popatrzył na niego z nagłą zazdrością, zdając sobie nagle sprawę z tego, iż chciałby być na miejscu tego chłopaka. Bez problemów. Bez koszmarów. Bez zmartwień. Bez tej bolesnej pustki, poczucia winy, samotności. Bez wszystkich złych doświadczeń, które spotkały go przez te osiemnaście lat.
       Nagle do Harry'ego dotarły słowa dyrektorki. Chłopak otrząsnąć się z zamyślenia i skupił wzrok na profesor McGonagall.
- Witam wszystkich w tym nowym roku szkolnym – rozpoczęła przemowę – Na początku, Tiara przydzieli nowych uczniów do poszczególnych domów: Gryffindoru, Huffelpuffu, Ravenclawu bądź Slytherinu. Każda wyczytana osoba wyjdzie na środek, usiądzie na stołku i założy na głowę Tiarę.
       Po tych słowach, dyrektorka rozwinęła trzymany do tej pory w ręce pergamin i zawołała:
- Andrew Bick
       Czarnowłosy jedenastolatek, wystąpił naprzód z przerażeniem odbijającym się w złotych oczach. Usiadł na wskazanym przez McGonagall miejscu i założył Czapkę na głowę. Przez chwilę w Sali panowało milczenie, gdy w końcu po całym pomieszczeniu rozległ się ogłuszający głos Tiary:
- Ravenclaw
        Od strony stołu Krukonów, rozniosła się gorące brawa i wiwaty. Harry przyglądał się jak złotooki, z ulgą wymalowaną na twarzy, idzie w kierunku  swojego stołu. Przez chwilę przyglądał się, jak chłopiec siada i wymienia uścisk ręki z jakimś innym chłopakiem, po czym ponownie skupił się na oglądaniu Ceremonii Przydziału.
       Dyrektorka wywoływała na środek kolejnych uczniów, którzy dołączali do swoich nowych domów, wśród krzyków i oklasków innych uczniów. Harry w pewnym momencie przestał zwracać już na to uwagę i oparł głowę na dłoniach, spoczywających na stole. Westchnął głęboko i potarł palcami skronie. Miał jakieś dziwne wrażenie, że wydarzy się coś niedobrego. Jakieś dziwne przeczucie, że wszystko nagle się zmieni.
       Potrząsnął głową, odganiając się od tych myśli i spojrzał na środek sali dokładnie w momencie, gdy czarnowłosy chłopiec, któremu nastolatek przyglądał się wcześniej, usiadł na stołku i założył na głowę Tiarę. Po niecałej minucie w końcu po sali rozniósł się krzyk:
- Gryffindor!
       Chłopak zsiadł ze stołka i z uśmiechem na ustach podszedł do stołu gryfonów, a kiedy zasiadł na swoim nowym miejscu, obrócił się jeszcze na chwilę w kierunku stołu nauczycielskiego z szerokim uśmiechem, po czym wdał się w dyskusję ze swoimi nowymi kolegami. Harry podążył za wcześniejszym spojrzeniem młodszego chłopca i przyjrzał się stołowi nauczycielskiemu. Dostrzegł wiele znajomych twarzy, w tym profesora Snape'a, ale poza znanymi mu wcześniej profesorami, pojawiło się co najmniej pięciu nowych, w tym dwie kobiety. Wybraniec nie zdążył się im jednak bliżej przyjrzeć, gdyż McGonagall podeszła do mównicy. Po szybkim rozejrzeniu się po Wielkiej Sali, Potter zrozumiał, że wszyscy nowi uczniowie zostali już przydzieleni do swoich domów, więc przeniósł wzrok na dyrektorkę, która właśnie zabrała głos.
- Drodzy uczniowie. Witam was wszystkich, w tym nowym roku szkolnym. W pierwszej kolejności, chcę was poinformować, że wstęp do Zakazanego Lasu jest surowo zabroniony. Każdy, kto tam wejdzie zostanie surowo ukarany. O ile oczywiście przeżyje - dodała, na co po całej sali, rozeszły się szepty niepokoju - Po drugie, u Pana Filcha można zapoznać się z listą Przedmiotów Zakazanych, które w tym roku obejmują niemal wszystkie produkty Weasleyów.
       Słysząc to, Ron omal nie parsknął śmiechem, ale szturchnięcie Hermiony, skutecznie odwiodło go od tego pomysłu. Rudowłosy spojrzał na Harry'ego i wymienił z nim porozumiewawcze spojrzenia. Obaj doskonale wiedzieli, że Fred i George, znajdą jakiś sposób na dostarczanie swoich produktów do szkoły, a uczniowie, nie będą się powstrzymywać przed używaniem ich.
- Ponadto - kontynuowała McGonagall, zwracając tym samym uwagę chłopców - W tym roku, w Hogwarcie zostanie wprowadzonych kilka zmian - po tych sowach w Wielkiej Sali, zapanowało poruszenie, które szybko zniknęło, gdy dyrektorka kontynuowała - Poza standardowymi zajęciami, pojawią się nowe zajęcia, obowiązkowe na każdym roku. Walka bronią. Magia żywiołów. Lekcje pojedynku.
       Na sali zapanował nagły gwar. Uczniowie szeptali między sobą, patrząc ze zdumieniem na stół nauczycielski, przy którym siedziało kilku nowych nauczycieli, rozumiejąc nagle, czego mogą nauczać. Dyrektorka popatrzyła, zniecierpliwiona hałasem wywoływanym przez jej wychowanków, na uczniów, czekając aż ich emocje opadną. Kiedy w końcu zamieszanie ucichło, kontynuowała.
- Chciałabym wam teraz przedstawić nowych nauczycieli. Profesor Lena Garlick. Czarownica powietrza, nauczać was będzie strzelania z kuszy.
       Z miejsca wstała wysoka, czarnowłosa kobieta o szarych oczach i z uśmiechem popatrzyła na uczniów. Jak większość nauczycieli ubrana była w czarną szatę. Jej odzienie jednak, było poprzetykane białymi i srebrnymi nićmi układającymi się, we wzór, poruszający się przy każdym, nawet najmniejszym ruchu odzienia.
- Profesor Daniel Tinfielx. Czarodziej ognia i nauczyciel walki mieczem.
       Po sali rozniosły się podniecone szepty dziewcząt, gdy postawny, czarnowłosy mężczyzna, podniósł się ze swojego miejsca. Jego muskularne ramiona i ostre spojrzenie, dodawały mu powagi i niesamowitego majestatu, a przy tym, czyniły z niego atrakcyjnego mężczyznę.
- Profesor Mikael Warrious. Czarodziej wody i nauczyciel łucznictwa.
       Nauczyciel wstał z krzesła i swoimi błękitnymi oczami zlustrował całą salę. Blond włosy miał lekko zmierzwione, a lekko przechylona głowa i przygryziona w zamyśleniu dolna warga dodawały mu wiele uroku. Po pomieszczeniu, ponownie rozniosły się liczne westchnienia zachwytu, a potem niezadowolenia, gdy mężczyzna z powrotem usiadł na swoim miejscu.
- Profesor Matchew Bishop. Czarodziej ziemi, nauczyciel walki bronią krótką.
       Ze swojego miejsca przy stole nauczycielskim, wstał wysoki, dobrze umięśniony mężczyzna. Brązowe oczy wpatrywały się hardo w uczniów, przesłaniane przez czarną grzywkę. Mimo swojej potężnej postury i zdecydowania widniejącego w oczach, łatwo było dostrzec nieporadność ruchów nowego nauczyciela, który zasiadając ponownie na swoim miejscu, strącił na podłogę widelec i próbował go stamtąd nieudolnie wyciągnąć, na co uczniowie, zareagowali cichym chichotem.
- Na końcu, chciałbym wam przedstawić jeszcze, nową nauczycielkę Obrony przed Czarną Magią, Profesor Dorcas Meadowes. Tymczasem, miejsce Nauczyciela Eliksirów, ponownie zajmie Profesor Snape.
       Po sali po raz kolejny już tego dnia, rozniosły się ciche szepty. Jedne dotyczyły Mistrza Eliksirów, a pozostałe, nowej nauczycielki o ciemnej karnacji, czarnych włosach i spojrzeniu wesołych, czekoladowych oczu. Zamieszanie nie trwało jednak długo. McGonagall klasnęła dwukrotnie, by uciszyć uczniów i przekazać im ostatnie nowiny. Ostatnie, ale nie wiadomo, czy nie najważniejsze.
- Jutro - zaczęła - odbędą się testy, które zadecydują o tym, jaki żywioł, nauczycie się kontrolować i jaką bronią będziecie się posługiwać. A tymczasem, przed nami została do załatwienia ostatnia sprawa, nim w końcu rozpocznie się uczta i całkowicie mnie zignorujecie.
       Ze stołu gryfonów, dało się usłyszeć ciche chichoty, ale dostrzegając poważną minę dyrektorki, uczniowie natychmiast spoważnieli, oczekując z ciekawością i niewielką dozą obaw na nadchodzące wieści.
- Razem z nauczycielami, zauważyliśmy, iż występuje ogromna między domowa rywalizacja. I tak, jak jesteśmy w stanie ją zrozumieć w przypadku zdobywania punktów, czy meczy quidditcha, tak niepojętym jest dla nas, czemu niektóre domy, darzą się tak otwartą wrogością, również poza lekcjami - to mówiąc, popatrzyła wymownie w kierunku stołu gryfonów i ślizgonów, po czym kontynuowała - Podziały te, doskonale było widać szczególnie podczas bitwy o Hogwart. Wszyscy walczyliśmy po jednej stronie, jednak nie byliśmy w stanie sobie całkowicie zaufać, przez co zginęło wielu młodych czarodziei. W tym roku, z uprzednim uzyskaniem zgody Tiary Przydziału, postanowiliśmy zintegrować was wszystkich.
       Harry i Ron, słysząc słowa dyrektorki wymienili niepewne spojrzenia, zastanawiając się, co też profesorka może mieć na myśli. Ciche szepty, rozlegające się w całej sali, wskazywały na to, że nie oni jedyni, próbowali dociec do sedna wypowiedzi nauczycielki. Nie musieli się jednak długo nad tym zastanawiać, gdyż następne słowa dyrektorki rozwiały wszelkie wątpliwości:
- Dlatego właśnie, za chwilę, Tiara wywoła na środek po kilku uczniów z każdego domu i przydzieli ich do jednego z trzech pozostałych!
       W sali zapanował nagły zamęt. Krzyki. Wrzaski. Piski. Wszystkie te dźwięki mieszały się ze sobą i odbijając od ścian, roznosiły się po całym pomieszczeniu. Głosy niezadowolenia i niedowierzania, otaczały uczniów ze wszystkich stron, rozsadzając im od środka czaszki. Młodzież niewiele to jednak obchodziło i dalej głośno między sobą dyskutowali o słowach, które zawisły nad nimi, jak ostrze, gotowe w każdej chwili spaść i zabić niczego nie spodziewających się nastolatków.
       Harry popatrzył szeroko otwartymi oczyma na swoich przyjaciół. Na Hermionę, wpatrującą się w dalszym ciągu z niedowierzaniem w stół nauczycielski i na Rona, który wpatrywał się w niego szeroko rozwartymi w szoku oczami i z szeroko otwartą buzią. W końcu jednak otrząsnął się z chwilowego oszołomienia i stwierdził oburzony:
- Ona nie może tego zrobić!
- Niestety może. Jest teraz dyrektorką - odpowiedziała ponuro Hermiona, spoglądając na siedzących naprzeciw niej chłopców.
- Ale... Przecież...
       Harry wpatrywał się tępo w stół, zaciskając ręce w pięści. Wiedział, że coś się stanie. Coś złego. Wiedział, że jego niepokój, miał swoje uzasadnienie. Wiedział. A jednak to zignorował. Przeklął się w duchu za swoją głupotę. Odwrócił się w kierunku stołka, który nadal stał na środku sali. Nie zabrali go tak jak zawsze zaraz po ceremonii. Nie... Stał tam dalej i uśmiechał się szatańsko w kierunku Harry'ego. Wybraniec zastanawiał się, jak mógł się tego nie domyślić. Mógł to przewidzieć. Domyślić się.
       Zacisnął mocniej ręce w pięści, aż poczuł, jak paznokcie wbijają mu się w delikatną, wewnętrzną skórę dłoni. Zacisnął mocno zęby i zaczął odliczać do dziesięciu, chcąc w ten sposób zapobiec nagłemu atakowi paniki.
- Harry... Wszystko w porządku? - usłyszał zaniepokojony głos Hermiony.
       Potter podniósł wzrok na przyjaciółkę i posłał jej delikatny, pokrzepiający uśmiech.
- W porządku Hermiono. Ja... Mam po prostu jakieś złe przeczucie.
       Spojrzenie czarnowłosego, spotkało się na chwilę ze wzrokiem młodego Weasley'a, który patrzył na przyjaciela z niepokojem. Zielonooki doskonale to rozumiał. Po wojnie, opowiedział Ronowi, o swoim przydziale. Tylko on jeden o tym wiedział. I teraz najprawdopodobniej obaj myśleli o tym samym. Że jeśli ktoś ma zostać wywołany, to właśnie Harry. A przydział, już się dokonał.
- Nie martw się Harry. Jesteś bezpieczny - powiedziała łagodnie Hermiona, przerywając wzrokową dyskusją swoich przyjaciół - Jeśli ktoś ma się tutaj o coś martwić, to tylko ja. Prawdopodobnie zostanę przeniesiona do Ravenclawu, ale to chyba nie może być znowu takie złe, prawda? - zapytała posyłając chłopakom lekki uśmiech.
       Harry słysząc słowa przyjaciółki, skinął lekko głową i nieco się rozluźnił. Może miała rację. Może nie było się czym martwić. Przecież w końcu, Tiara mogła wywołać każdego, wiec czemu miałaby krzyknąć akurat jego nazwisko? Szansa na to, była minimalna i zielonooki odetchnął z ulgą. Atak paniki minął, zażegnany, szybką reakcją, nieświadomych niczego gryfonów.
       Szum na sali, powoli się uspokajał. Uczniowie kończyli zażarte dyskusje. Milkli i spoglądali w kierunku zniecierpliwionej profesor McGonagall. Kiedy zapadła cisza, kobieta głośno odetchnęła i zeszła z podestu, by wolnym krokiem podejść do Tiary Przydziału.
- Każda osoba, która zostanie wywołana, podchodzi do mnie, zakłada Tiarę na głowę, a potem kieruje się w stronę swojego nowego domu. Tak więc... Zaczynamy!
- DAFNE GREENGRASS!
       Zmiana przydziału się rozpoczęła. I w dodatku, od stołu ślizgonów. Harry uważnie obserwował każdego ucznia, którego Tiara wywoływała na środek. Pięciu ślizgonów. Dwie czwartoklasistki i trzech trzeciorocznych. Po dwóch do Ravenklawu i Huffelpuffu oraz jeden do Gryffindoru. Potem Ravenklaw i Huffelpuff. Z każdego domu, po pięcioro uczniów. Więc z Gryffindoru, również odejdzie pięciu.
       W pierwszej kolejności zostały wywołane dwie trzecioklasistki. Jedna trafiła do Ravenklawu, druga do Huffelpuffu. W następnej kolejności, został wywołany czwartoklasista, którego Harry kojarzył z widzenia, ale nigdy bliżej mu się nie przyglądał. Huffelpuff. A więc zostało jeszcze dwóch uczniów. Tylko dwóch. I jednym z nich, nie musiał być on.
- ALEX PRIOR!
       Ze swojego miejsca przy stole, wstał nowy chłopiec. Szóstoklasista. Dokładnie ten sam, któremu podczas Ceremonii Przydziału przyglądał się Harry. Brązowe oczy, patrzyły niepewnie na Tiarę, ale chłopak odważnie skierował się w stronę stała, przy którym stała McGonagall. Wybraniec przyglądał mu się uważnie i w pewnej chwili, dostrzegł wiszący na szyi nastolatka łańcuszek, z lśniącą łzą. Przed oczami zielonookiego pojawiła się nagle scena jak ze snu. Kobieta w czarnych szatach. Niemowlę. Dziwny prąd energii. Łańcuszek z łzą, chowany do kieszeni czarnego płaszcza.
       Obrazy zniknęły tak nagle jak się pojawiły, wytrącając Harry'ego na chwilę z równowagi. Nie trwało to jednak długo, gdyż niemal natychmiast, uwagę nastolatka odwrócił krzyk Tiary:
- SLYTHERIN!
       A więc został już tylko jeden. Jeden, ostatni uczeń. Wszyscy oczekiwali w napięciu, kto zostanie teraz wywołany. Złoty Chłopiec liczył, że to nie będzie on. Że Tiara wywoła kogoś innego. Jednak... Gdzieś w głębi świadomości wiedział. Wiedział, że to on zostanie wybrany. Właśnie dlatego, krzyk starej czapki, nie zrobił na nim większego wrażenia. Chłopak wręcz odetchnął z ulgą. Bo wiedział. I pogodził się z tym.
- HARRY POTTER!
       Harry spokojnie wstał ze swojego miejsca, ignorując zamieszanie, które powstało po wywołaniu jego nazwiska i ruszył spokojnym krokiem w kierunku stołka. Ze zrezygnowaniem widniejącym na twarzy, odwrócił się w kierunku stołu gryfonów i napotkał spojrzenie Rona. Dostrzegł w jego oczach rozpacz, ale i powolną, niechętną akceptację. Obaj wiedzieli, co się za chwilę wydarzy. Obaj byli świadomi nadchodzących zmian.
       Potter, skinął przyjacielowi głową. Gest, oznaczający pożegnanie. Pożegnanie z nim, z Hermioną i z całym domem. Pożegnanie z przeszłością. Harry odwrócił się i spojrzał na sekundę na stół ślizgonów. Jego przyszłość. Szybko odwrócił wzrok i skupił się na Tiarze. Po chwili trzymał ją już w rękach, siedząc na stołku i zakładał ją na głowę.
Proszę, proszę... Harry Potter. Znowu się spotykamy.
Nareszcie dopięłaś swego. Gratuluję. Wygrałaś. A teraz załatwmy to szybko.
Skoro tak, niech będzie...
- SLYTHERIN!

5 komentarzy:

  1. Moja, kochana Tigro.
    Nie lubię Yaoi, ale dla ciebie zrobię wyjątek. Przeczytam to.
    Ale.
    Tylko wtedy, gdy otrzymam świeży i pachnący rozdział Jily :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś kochana i okropna zarazem. Jednym słowem, uwielbiam cię <3
      Co do Yaoi, to nie martw się, postaram się by był łagodny i będę go wprowadzała w życie powoli. Skupię się raczej na Harrym i wszystkim, co będzie się z nim dziać ;)
      A Harry i Draco to wspaniały parring przyjacielski, który później jednak przechodzi w coś innego...

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że jestem lekko zszokowana. Niezbyt przepadam za tego typu zmianami i udoskonaleniami, ale twoje opowiadanie będę czytać( zreszą zgłosiłam się do bytowania, więc trudno by było nie XD). Poza tym kocham drarry <3 Jestem trochę sceptycznie nastawiona jeśli chodzi o te żywioły i walki bronią, ale jestem ciekawą, co z tego wynikne ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co tu dużo mówić - opowiadanie mnie zachwyciło! Uwielbiam dobre drarry, a to niewątpliwie takie jest.
    Może jednak zacznę od początku.
    Wygląd bloga już na wstępie mnie zachwycił. Ale i tak nie miałam jakichkolwiek nadziei na DOBREGO fanfika - przebrnęłam takie odmęty internetu, że lepiej o tym nie wspominać.
    Tak więc, wzięłam się za czytanie PROLOGU, który naprawdę do mnie przemówił. Harry - o dzięki Ci, Boże! - był kanoniczny, a przynajmniej taki jaki powinien być po wojnie. Niepogodzony ze śmiercią bliskich i, jak wspomniałaś, bez nadziei na pokój - tak, ta wersja Herry'ego mi bardzo odpowiada.
    Idąc dalej do rozdziału pierwszego... a tam... przystojny, olśniewający swoją ciętą ripostą Draco - też kanoniczny ;) I w tym momencie ja, fanka drarry, zaczęłam szczerzyć się jak głupia do ekranu komputera. Tak, wiem. Nie brzmi to zbyt chwalebnie.
    Wracając jednak do samego opowiadania - nadal nie mam pojęcia za co mam chwalić, za genialne dialog, fabułę, przyczajoną gdzieś grozę? A może za tą końcówkę, która sprawiła, że przeszły po mnie aż dreszcze?
    Niemniej, fakt jest taki, że piszesz niesamowicie i jedyne o co mogę do Ciebie mieć żal to to, że kontynuacji nie widać. Ale będę wytrwała i choćbyś miała wrzucić to z rok, zamierzam czekać ;)
    A i zapomniałabym - błagam Cię, Droga Autorko - i tutaj odwołuję się do Twojej odpowiedzi na komentarz Assarii Cleto - nie przyćmiewaj drarry! I nie staraj się, by wątek yaoi był łagodny! Zrozumiem, że chcesz go wpleść powoli i ja to stanowczo popieram, sama zresztą jako czytelnik lubię wyczekiwać na te momenty, ale, gdy tyle czekam, a nic się nie dzieje, jestem bardzo zirytowana.
    A poza tym weszła tu, ponieważ jako fanka drarry, PRAGNĘ DRARRY.
    To tyle zrzędzenia na dziś XD
    Serdecznie pozdrawiam i życzę ogromu weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W chwili, gdy zaczęłam to czytać, jestem w ogromnym dole, wyczerpana po dwóch godzinach treningu i z 30 zadaniami z matematyki do zrobienia na jutro. Jest 1 w nocy a ja, doslownie śpię. I to juz od kilku dni w czasie dnia... Ale twój komentarz natychmiast mnie ocucił. Dziękuję ci, jest cudowny. Tak dobrze wiedzieć, że ktoś nowy tu zajrzał i spodobało mu się moje opowiadanie. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Dziękuję.
      Rozdział 2, jak jest napisane z boku, został już ukończony i aktualnie znajduje się w rękach bety, więc liczę, że może niedługo go opublikuję. Mam nadzieję, że nie zawiodę cię kanonem, bo będzie się on pojawiał, jednak nie wykluczam, że raz na jakiś czas może zniknąć, przez przypadek, bądź w zamierzonym efekcie by ukazać bohaterów nieco inaczej. Tak czy siak, liczę, że się nie zawiedziesz.
      Co do wątku drarry, to mimo wszystko, będzie on tutaj chyba jednak nadal głównym wątkiem, gdyż chyba gdzieś tam w trakcie planowania tego opowiadania zdałam sobie sprawę, że to właśnie o nich chciałam przez cały czas napisać. Wątpię, bym przyćmiła tu drarry. Naprawdę w to wątpię. Choć fakt, że podobnie jak ty, uwielbiam czekać na moment, aż w końcu będą razem. Uwielbiam sceny ich fllirtów, zaczepek i sceny zazdrości, ciągłe kłótnie i nie porozumienia, nawet kiedy nie są jeszcze razem, a co prowadzi do tego właśnie jednego kulminacyjnego momentu.
      Mam nadzieję, ze cię nie zawiodę i moje opowiadanie naprawdę przypadnie ci do gustu i pozostaniesz moją stała czytelniczką.
      Dziękuję jeszcze raz za komentarz oraz odbieram przesłaną wenę, jak również pozdrawiam cieplutko w ten przedświąteczny czas :)

      Usuń

.
.
.
.
.
.